czwartek, 25 października 2012

Wycieczka



Wycieczka. Tak to jest to, czego potrzebuje najbardziej. Odpocząć od zgiełku miasta, wyciszyć się, uciec przed naglącymi problemami. Może jest to rozwiązanie na kilka małych chwil, ale bardzo ważne w tej chwili. W tym momencie prawdopodobnie ważniejsze niż powietrze do oddychania. Tak więc załatwione. Wybrać tylko piękne, przyciągające miejsce i gotowe. Wybór miejsca był bardzo trudny. Niezdecydowanie, co do położenia raju, to bardzo ciężki orzech do zgryzienia.  Jedno było pewne, musi być cicho, najlepiej jakaś malownicza wioska, dookoła lasy i jeziora. W wyszukiwarce, wyskoczyła mi miejscowość o tajemniczej nazwie Konoha. Wszystko jasne, kierunek jest teraz tylko wynająć pokój, spakować się i zniknąć.

Podróż minęła bardzo spokojnie. A to, co zobaczyłam na miejscu przerosło wszystkie moje oczekiwania. Domek, który wynajęłam po bardzo przystępnej cenie wyglądał jak mały pałac. Taras całkiem pokaźny, o salonie już nie wspominając. Pięknie urządzony, ściana cała z szyby wychodząca w stronę lasu. Łazienka jak marzenie, gdybym mogła to bym nigdy z niej nie wychodziła, co najmniej do końca świata. A tak zamiast tych bzdur, które wygaduje przedstawię się. Nazywam się Sakura Haruno, a tak przepraszam szanowana pani dr Sakura Haruno. Pewnie już się domyślacie, czemu uciekłam. A więc pierwszy punkt mojej wielkiej wyprawy odhaczony, teraz zaopatrzyć się w prowiant, poznać okolice i jej uroki.
Spacerowałam rozglądając się na wszystkie możliwe strony. Udawałam, że wszystko jest w porządku, chociaż tak nie było. Denerwowałam się bardzo z powodu dziwnego blondyna, który chyba na pewno śledzi mnie od jakiegoś czasu. Nie wiem, może to jest taki zwyczaj w tych okolicach. Albo bardziej dlatego, że jestem nowa, nieznajoma. Po zrobionych zakupach, wracałam przez park, mieniący się różnymi jesiennymi kolorami. Niespodziewanie na drodze stanął mi ten sam blondyn. Przestraszona cofnęłam się o kilka kroków. Chciałam zawrócić i iść do domku inną drogą, gdy odezwał się miłym dla ucha basem.
- Cześć jestem Naruto. Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem nie chciałem naprawdę. Jeszcze cię tu nie widziałem, a myślałem, że znam już wszystkich.
Zatrzymałam się i spojrzałam na jego twarz. Ładny nawet bardzo, młody mężczyzna, o i ma szeroki zniewalający uśmiech, no może troszkę głupkowaty. Odwzajemniłam go i…
- Jestem Sakura i dopiero co przyjechałam
- Miło mi poznać. Zostajesz tu dłużej czy tylko przejazdem.
- Troszkę zabawie tu. Czemu pytasz?
- Ponieważ dużo osób przyjeżdża tylko na wakacje, ale już nie odjeżdża – powiedział to z dziwacznym uśmiechem na twarzy.
- Co masz na myśli? A rozumiem chcesz mnie przestraszyć, bym wyjechała jak najdalej stąd.
- Kurczę nie, oczywiście że nie. Raczej chciałem powiedzieć, że osoby tak bardzo zakochują się w tym miejscu, iż nie chcą wyjeżdżać. Może za moją gafę, chciałabyś przyjść dziś na małą imprezkę organizowaną dla mieszkańców. Wstęp free, no i oczywiście zabawa w miłym towarzystwie.
- Zastanowię się
- Ok nie naciskam, jeśli jednak zechcesz to jest adres. Nie zatrzymuje już. Do zobaczenia
- Na razie
Co mi w tym momencie pozostało? Szłam dalej, zastanawiając się co się właściwie stało. Obcy facet zaczepia mnie w parku i do tego jest miły. Zaprasza na spotkanie na jakąś imprezie. Może to jest jakaś pułapka psychopaty, albo ja naoglądałam się za dużo horrorów. Przekonywałam się, że jest to dobra okazja do poznania nowych interesujących osobowości. Z drugiej strony przyjechałam właśnie w to miejsce odpocząć. No tak w końcu jedno z drugim nie koliduje. Mam taką nadzieję.

Wieczorem ubrana w zwykłe dżinsy, niezbyt wystrzałową tunikę i rozpuszczonych włosach wyszłam, na wieczorek zapoznawczy. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc musiałam jakoś się zabezpieczyć. Na dnie torebki leżał mój przyjaciel gaz pieprzowy. Stałam przed wejściem określając możliwe niebezpieczeństwo. Myślałam, że będzie tylko parę osób, ale się miło zaskoczyłam. Było jak na dużym hucznym weselu, tyle ludzi i minimalna możliwość znalezienia tej blond czupryny, no cóż przecież nie będę płakać. Stoły były wystawione pod oknem: dużo jedzenia, przekąsek różnego rodzaju. Po drugiej stronie sali zauważyłam bar. Nie myśląc zbyt wiele, podeszłam do niego, ciągnięta niewidzialną siłą. Usiadłam na jednym z siedzeń i zamówiłam specjał zakładu. Po drugiej stronie przesiadywał przystojny mężczyzna, ale mina nie była zbyt pociągająca. Z grymasem na twarzy popijał swój trunek, nie zwracając na nic swojej cennej uwagi. Przyglądałam mu się jakiś czas, gdy jakby to powiedzieć… z wyskoku wskoczyła na niego czerwono włosa kobieta. Ubrana jak dziewczyna lekkich obyczajów, z mocnym makijażem. Gołym okiem można było zobaczyć, że za nią nie przepada. Z trudem powstrzymałam śmiech widząc jeszcze większy grymas na jego twarzy. Dziewczyna żwawo mu coś tłumaczyła, jednak on był głuchy na to co mówi, przynajmniej próbował gdyby nie piszczała mu do ucha. Miałam niezłą zabawę obserwując tą dwójkę. To jak świetna komedia na dobranoc i wszystko było by w porządku gdyby nie zwrócił na mnie swojego wzroku. Ten czarny jak smoła wzrok przewiercał mnie na wylot, powodował zawroty głowy, za jednym razem chciałam odwrócić wzrok, ale także potrzeć w tą otchłań w nieskończoność. Nie musiałam podejmować decyzji, z hipnozy wyrwał mnie dotyk na ramieniu. 
- Witam!!! Cieszę się, że przyszłaś. Choć przedstawię cię znajomym.
Wstałam od stolika i pomaszerowałam jak mały żołnierzyk za Naruto. Doszliśmy do grupki dobrze bawiących się ludzi. Zostaliśmy sobie zapoznani i o dziwo nie było skrępowania. Przyjęli mnie jakbym była ich dobrą starą znajomą, która wyjechała na dłuższe wakacje. Dość, że rozmowy się nie skończyły to jeszcze zaczęli opowiadać śmieszne anegdoty ze swojego życia.
- A tak zapomniałem, musisz poznać jeszcze jedną osobę. – Naruto wskazał na osobę za mną – Sakura to jest Sasuke, Sasuke to jest Sakura.
Odwróciłam się z uśmiechem do tej osoby, a zobaczyłam przystojniaka z baru. Nie miał zbyt zachęcającej miny. Podałam mu rękę, ale szybko ją cofnęłam widząc jego niewzruszenie i irytacje. Bez słowa dołączył do grupy słuchając ze zrezygnowaniem co inni mają do powiedzenia. Czas płynął tak szybko, nawet nie zauważyłam, że jest już po północy. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to, że musze wrócić do pustego domku idąc przez drogę leśną. Ale nie ma się co martwić przecież wszyscy są tutaj, okolica jest bezpieczna, mam gaz ze sobą i stanowczo zbyt bujną wyobraźnię. Pożegnałam się grzecznie z wymówką, że jestem zmęczona po podróży i wyszłam.
Kolejne dni mijały mi spokojnie, czytałam moje ulubione książki, chodziłam po lesie, słuchałam odgłosów natury i po prostu relaksowałam się. Kilka razy spotkałam się z nowymi znajomymi. Nie uwierzycie nawet Pan Ignorant odezwał się do mnie. Nie było to nic zniewalającego, bo tak nie można nazwać burknięcia „przesuń się” lub „podaj”. Wszystko było by w porządku, jeśli mówiłby to tonem innym niż rozkazujący. W takich momentach uruchamia mi się mój wredny charakterek, który wręcz zmusza mnie do tego bym odpowiedziała pięknym za nadobne. Po czasie przestał już tak warczeć. Znalazł sobie lepsze zajęcie, zaczął wpatrywać się we mnie jakby był gotowym do ataku tygrysem. W milczeniu znosiłam tą niby torturę, czasami zerkając w jego stronę z uśmiechem niewiniątka denerwując go tym jeszcze bardziej. O tak stanowczo zaczynały mi się podobać jego podchody.

Piękna pogoda przekonała mnie na dłuższy spacer niż zazwyczaj. I powiem wam było warto. Doszłam nad wielkie jezioro. Widok był przecudowny, niezapomniany. Drzewa o różnych kolorach, odbijały się w wodzie, powodując coś, czego nie da się opisać zwykłymi słowami. Jakby to miejsce było szczególnie lubiane przez matkę naturę. Pomyślałam, że jeśli zostałabym tu na zawsze nie żałowałabym tego nigdy. Zauroczona, nie zwracałam uwagi na resztę otoczenia. Podeszłam do jeziora. Uklękłam i dotknęłam ręką zimnej wody. Pręgi na wodzie dodawały magii temu miejscu.
- Czego chcesz – podskoczyłam, prawie wpadając do wody. – Nie masz tu czego szukać.
- Nie twój interes co tu robię – prawie sama na niego warknęłam – To miejsce nie jest twoją własnością. Tak przy okazji czy ty zawsze musisz być do wszystkich tak wrogo nastawiony. Czemu się zachowujesz jak jakiś narcystyczny arogant?! Nie wszystko kręci się wokół twojej osi. Czemu…
- Dobrze, już dobrze tylko przestań już. – Mruknął pod nosem – Jak chcesz to zostań tylko przestań już otwierać buzie. To gorsze niż jakiekolwiek wymyślne tortury.
Oszołomiona tymi słowami, nic nie odpowiedziałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Wściekła spojrzałam na niego z mieszanką niedowierzania, niepewności i odrobiny satysfakcji z jego poddania, która wyparowała, gdy tylko zobaczyłam pełno negatywnych emocji, takich jak smutek czy ból wyrażany od czubka jego głowy po same koniuszki palców. Nie wiem dlaczego usiadłam szybko obok niego, kierowana magiczną siłą. Może się nie znamy, może się nie lubimy, ale każdym kawałkiem mojego ciała chciałam go pocieszyć. Chciałam się dowiedzieć co go tak gnębi. Chciałam ulżyć jemu. Chciałam zlikwidować powód tego bólu. Boże o czy ja myślę, przecież nawet go nie lubię prawda?! Nic nie powiedział, spojrzał tylko na mnie kontem oka. Siedzieliśmy tak milcząc i patrząc jak zmienia się widok. Niebo przybierało coraz to ładniejsze kolory. Myślałam nad wszystkim i nad niczym, gdy brunet oparł się lekko o mnie. Jedno spojrzenie i już wiedziałam, że facet najzwyczajniej na świecie zasnął. Wyglądał słodko i niewinnie, jakby to nie była ta sama wredna osoba. Nie mogłam się powstrzymać, nawet nie chciałam. Wpatrywałam się w niego dopóki nie zdrętwiało mi ramię. Poruszyłam się lekko mając nadzieję, że go nie obudzę. Oczywiści nadzieja matką głupich. Otworzył oczy, spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Odskoczył tak szybko jakbym go poparzyła. Otrzepał się, odwrócił i odszedł w ciemny las, zostawiając. Szczyt taktu, ale czego po nim mogłam się spodziewać. Posiedziałam jeszcze troszkę. Sama i z dziwnym uczuciem w okolicy serca wróciłam do pustego domku.

Leże w łóżku zastanawiając się jak sobie radzą beze mnie w mieście. Czy zauważyli jakąkolwiek zmianę, brak mojej osoby? Tęsknią czy oblewają moje zniknięcie. Po dwóch tygodniach ani jednego znaku. Żadnego telefonu, maila. Nie licząc nagranych wiadomości na sekretarce ze szpitala z pogróżkami, iż zostanę zwolniona, jeśli nie zgłoszę się niezwłocznie w szpitalu. No cóż nie będę się tym przejmować, nie tym nie warto. Przełożyłam się na drugi bok i już zasypiałam, gdy otrzeźwiły mnie dźwięki z dołu. Wstałam próbując nie hałasować. Serce waliło mi jak opętane. Włamywacz starałby się robić jak najmniej hałasu. Może to jakieś zabłąkane zwierzątko, które szuka teraz wyjścia. Złapałam pierwszą lepszą rzecz, przecież zwierzę może być groźne. Skradałam się na dół, jak szkodnik we własnym domu. W salonie zauważyłam kształt przypominający osobę, poruszający się. A jednak złodziej. Skryłam się w kącie, gdy zbliżał się do mnie. Nie zauważył mnie na szczęście. Był już dostatecznie blisko bym mogła zareagować. I tak też zrobiłam. Zamachnęłam się i wtedy odwrócił się do mnie. Zanim zadałam cios, błysnęły mi znajome czarne oczy. Szybko zapaliłam światło i podbiegłam do Sasuke, nieprzytomnego oczywiście. Ze skroni sączyła się krew. Niewielka rana, pewnie nawet nie wyrządziła wielkiej szkody. Za kilka minut powinien się ocknąć. Przeciągnęłam go na sofę. Największą trudność sprawiło ułożenie go w odpowiedniej pozycji. Usiadłam naprzeciwko i ze zniecierpliwieniem wpatrywałam się w biedaka. To była przede wszystkim jego wina, przecież nie ja włamuje się do nie swojego mieszkania, od tak. A wiec jest mało sprawny umysłowo albo… no co może go jeszcze usprawiedliwić. Właśnie zaczyna się przebudzać. Minę ma tak zbolałą, że troszkę zaczęłam mu współczuć. Otworzył oczy, spojrzał na mnie ze wściekłością, przełknęłam gulę, która stała mi właśnie w gardle i oczekiwałam jego dalszego ruchu. Mając nadzieje, że mi nie zrobi krzywdy.
- Twoja wina, trzeba było nie włamywać się do nie swojego mieszkania – w końcu trzeba się jakoś bronić.
- To jest moje mieszkanie wariatko. Zastanawiam się co ty tutaj robisz.
- Nie widać mieszkam. Jeśli to twój dom to, czemu nie wiesz, że go wynajmujesz. Czyżbyś miał luki w pamięci. Jeśli tak to pewnie teraz je naprawiłam – najlepszą obroną jest atak, chociaż nie wiem, co tym chciałam mu udowodnić.
- Wiec pokaż umowę najmu.
- Jak pokażesz akt własności
- Niełatwo się z tobą rozmawia. Możesz chociaż powiedzieć, z kim zawierałaś umowę – spojrzałam na niego, zastanawiając się po co mu ta wiedza. No dobra będę dobrą duszyczką
- Itachi Uchiha zadowolony.
Nic nie odpowiedział, zagapił się w jeden punkt, oczy mu pociemniały. Wyraz twarzy miał teki sam jak nad jeziorem. Nagły impuls kazał mi wstać. Podeszłam do niego. Usiadłam na krawędzi i delikatnie dotknęłam zranionego miejsca. Nic nie mówił, spojrzał groźnie, ale pozwalał na wszystko co robię. Ostrożnie zjechałam dłonią na jego policzek. Dotykiem badałam jego piękną twarz. Miłą niespodzianką było to, że mnie nie odtrącił. Wręcz przeciwnie zamknął oczy i jakby delektował się tą intymną chwilą. Wydawał mi się taki nieprawdziwy, kruchy. Jak nie on. Niedowierzałam w to co robę. Czułam się podniecona, nagły uścisk w brzuchu, ciepło rozpływające się w moich żyłach.  Zastanawiałam się, co on teraz sobie o mnie myśli. Jakby na zawołanie spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Zamarłam, a następnie poczułam jego słodkie usta na swoich. Całował bardzo delikatnie, a zarazem namiętnie. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy poczułam, że odsuwa koszulę nocną i próbuje dosięgnąć obojczyk. Posadził mnie na kolanach i zaczął gładzić moje nogi, zatrzymując się na dłużej na mojej pupie. Całował dalej coraz bardziej namiętnie. O jejku dawno nie czułam takiego żaru. O czym ja myślę. Powinnam odczepić go od siebie i kazać wyjść. Ale było tak przyjemnie, wiedziałam, że źle robię, na usprawiedliwienie siebie, mogę powiedzieć, że ciało przestało mnie słuchać. Badałam rękami jego dobrze zbudowaną klatkę, napawając się każdym dotykiem. Jęknął, gdy zahaczyłam jego nabrzmiały sutek. Oderwał się ode mnie. Wziął na ręce i spiesznym krokiem udał się do sypialni. Przy okazji ściągając koszulę, pokazując przy tym jego nieziemską klatkę. Usiłowałam nie poddać się błogiej fali doznań. Wszystko działo się stanowczo za szybko. Spojrzałam głęboko w jego oczy, uśmiechnął się zniewalająco. Nie miałam już sił by przerwać. Zdecydowanym ruchem ściągnął moją koszulę. Ustami przesuwał się z mojej szyi na piersi, by spocząć na stwardniałych sutkach. Zadrżałam przy tym dotyku. Zatracałam się w tym wspaniałym uczuciu. Wiłam się pod nim i jęczałam. Wrzasnęłam, gdy jego palec niespodziewanie znalazł się w moim wilgotnym wnętrzu. Dłonie, którymi przesuwałam po jego szerokich plecach, wpiłam głęboko w jego ramiona. Wygięłam się w łuk. Zalewała mnie fala intensywnej rozkoszy. Czułam każde jego posunięcie przy tym rytmicznie pieścił najbardziej wrażliwy punkt.
- Sasuke – szepnęłam, choć tak naprawdę, słyszałam po prostu cudzy głos.
- Tak – uniósł głowę i spojrzał na mnie z pożądaniem w oczach. Pocałował mnie z taką pasją, że zaparło mi dech w piersi.
- Och – tylko tyle zdołałam w tym momencie wydusić z siebie. Wystarczyło mu to z całą pewnością. Jednym płynnym ruchem wszedł we mnie, instynktownie objęłam go nogami. Poruszał się we mnie coraz szybciej czując nadchodzące spełnienie. Wysuwał męskość, by zaraz z powrotem zatopić się z powrotem w moim łonie. Całował przy tym każdy skrawek mojej szyi. Napięłam mięśnie na jego członku i krzyknęłam cicho dochodząc. Zaraz po mnie Sasuke, wbijając męskość jak najgłębiej. Objął mnie swoim silnym i opiekuńczym ramieniem. Nie minęło dużo czasu a oboje odpłynęliśmy w głęboki sen.

Następnego dnia nie było go przy mnie. Mogłam się tego spodziewać. Przy spotkaniach udawał jakby się nic nie stało, jakby nic nie pamiętał, a wszystko co zaszło było spowodowane tylko i wyłącznie przez uraz głowy. Wydarzenia, które miały miejsce nigdy by się nie wydarzyły. Ignorował mnie, jakbym była zjawą niewidzialną dla jego pięknych oczu. Do czasu. Kolejna impreza, tym razem ślub Naruto i Hinaty. Wszyscy bawiliśmy się w najlepsze, oprócz Uchihy oczywiście. Wyglądał jakby ktoś bardzo mocno poobijał mu tą śliczną mordkę. Nie zwracałam na niego uwagi, choć w głębi duszy chciałam go pocieszyć, chociaż wiedziałam, że nie zasługuje. I tylko to trzymało mnie z daleka od niego. Tańczyłam i śmiałam się w najlepsze. W końcu o to chodzi, chociaż czasem trzeba robić przerwy. Siedziałam grzecznie przy stole. Obserwowałam szczęśliwą parę młodą, wyglądali nieziemsko. Ona ubrana w prostą suknię, w której wyglądała jak prawdziwa bogini. On w smokingu jak czarny rycerz broniący swojej niewiasty. Tańczyli i rozmawiali zarazem. Naruto szeroko się uśmiechnął i … zostawił pannę młodą samą na parkiecie. Zbliżał się do mnie. Ciekawe, czym przewiniłam.
- Jak się bawisz?
- Wspaniale, tylko jednego nie rozumiem, dlaczego zostawiłeś swoją wybrankę na środku parkietu
- Nieważne mamy cale życie by się natańczyć. Teraz chciałbym ciebie zaprosić do tańca – wyciągnął rękę w moją stronę – pozwolisz?
- Oczywiście
Wciągnął nas na pakiet, świetnie tańczył, ale zaledwie kilka sekund
- Przykro mi Sakura, ale jednak tęsknię za moją żoną. A więc ODBIJAMY
Powiedział to w momencie, kiedy Uchiha mijał nas z Hinatą. Złapał żonę w tali i wmieszał się w tłum szybciej niż błyskawica. Podstęp i to chyba skuteczny, bo Sasuke niechętnie wyciąga do mnie rękę. Z braku możliwości przyjęłam ją. Tańczyliśmy strasznie długo, wydawało mi się, że piosenka się zapętliła kilka razy. Ale gdy już dobiegła końca, facet czym prędzej skierował się w stronę baru. Nie ma co, zmęczył się.  Wyszłam na zewnątrz, popatrzeć troszkę w to niewiarygodnie ugwieżdżone niebo, pooddychać świeżym powietrzem a przede wszystkim, aby uciec od wszystkich emocji, które mną targają. Boże na wzgórzu coś się pali, prawdziwa odskocznia. Zaczynam panikować, co powinnam w takiej sytuacji zrobić. Zawiadomić kogoś. Wbiegam na sale, i krzyczę do barmana:
- Na wzgórzu pali się jakiś dom. Proszę wezwać straż pożarną i na wszelki wypadek karetkę – widzę na własne oczy, jak Sasuke robi wielkie oczy i zaczyna przepychać się w stronę wyjścia.
- Już się robi.
Nie wiedziałam co robić dalej, pobiegłam za czarnookim. Zajęło mi sporo czasu zanim w skrobałam się na górę, ale niemożliwe żeby Sasuke jeszcze tu nie było, chyba że jest w środku. Serce mi stanęło na tę myśl, ledwo wzięłam kolejny łyk powietrza. Drżałam ze strachu dopóki nie zobaczyłam go z drugim mężczyzną, którego ciągną za sobą. Ostrożnie położył go na ziemi i spojrzał na mnie z prośbą w oczach. Podeszłam do mężczyzny, brata Sasuke, jeśli dobrze kojarzę. Niestety nie mogłam nic wielkiego zrobić, sprawdziłam czy oddycha. Położyłam go w pozycji bocznej, by lepiej mu się oddychało. Czekaliśmy w napięciu za nadjeżdżającą karetką. Sasuke oparł się o pień drzewa i ukrył twarz w dłoniach. Zastygł w bezruchu, nie poruszył się nawet, gdy karetka już odjechała, a dom ugaszony. Wpatrywałam się w niego przez pewien czas, bałam się, że cokolwiek zrobię lub powiem będzie miało odwrotny skutek do zamierzonego. Domyślam się, że wszystko co się dziś stało było tylko kulminacją jego kłopotów, którymi zamartwiał się już wcześniej. Pożar nie był przykrym przypadkiem, a działaniem upojonego alkoholem Itachiego. Dlatego był taki nieobecny, nieprzyjemny dla każdego i nie pozwalał zbliżyć się do siebie nikomu, by nie zostać jeszcze bardziej skrzywdzony. Wystarczyły już kłopoty z uzależnionym bratem, opiekował się nim i dbał by nie zrobił sobie nic złego. Powoli podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. Podniósł głowę, spojrzał na mnie z bólem w oczach. Po policzkach spłynęły mu łzy. Nie wytrzymałam, serce mi się krajało na jego widok. Objęłam go, mocno tulą do siebie. Szeptałam słówka, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze, że nie jest z tym wszystkim sam. I marzyłam, żeby tak naprawdę było.

Od tamtego wieczora minęło sporo czasu. Dużo pozmieniało się w moim życiu, na lepsze. Uciekłam z miasta w poszukiwaniu spokoju i odpoczynku, a znalazłam nowe, bardziej pasujące do mnie życie. Znalazłam nową pracę, z której jestem zadowolona. Nowi przyjaciele, którzy są dla mnie ostoją. Raczkująca miłość, która powoli przeradza się w coś wspaniałego. Sasuke od tamtego momentu otworzył się na mnie i musze powiedzieć, że jest cudownie. Nie jest już tym samym ignorantem. Wręcz przeciwnie, stał się wzorem prawdziwego mężczyzny.
Wszystko teraz jest na odpowiednim miejscu. A moim jedynym marzeniem, jest to by nic się już nigdy nie zmieniło.

piątek, 24 sierpnia 2012

Decyzje życia





Nasze życie może potoczyć się w różnych kierunkach, w zależności od naszych decyzji. Nie zawsze jesteśmy z tego zadowoleni. Można powiedzieć, że przez większość naszego istnienia jest nam źle, gubimy się w zaułkach naszego życia, chcieli byśmy znaleźć się w innym miejscu i innym czasie. No cóż jesteśmy stworzeni by cierpieć, dla kilku tych dni, tych przy których czujemy, że można przenosić góry dla samej zabawy. Okres ten nie trwa jednak tak długo jak byśmy tego chcieli, a gdy już się skończy skutki są dwa razy gorsze. Przynajmniej ja tak uważam.

Myślałam, że jestem… nie inaczej czułam się jak najszczęśliwsza osoba świata, ale tak szybko jak zaczęłam się przyzwyczajać do tego pięknego uczucia, to tak szybko spadłam z przysłowiowego wysokiego konia. W ciągu jednego dnia straciłam wszystko co kochałam najbardziej. Miłość z którą miałam… chciałam spędzić resztę życia, okazała się męską szowinistyczną świnią. Chcecie wiedzieć co się stało. Zadłużyłam się w nim jak tylko go zauważyłam, przyciągnęły mnie te jego piękne, czarne jak noc oczy. Pewnie myślicie, że jestem idiotką i macie absolutną rację. Gdyby nie ta jego przystojna twarz, tajemnicza, wręcz mroczna osobowość w życiu nie zwróciłabym na niego uwagi. Ależ byłam głupia teraz to wiem.
Nigdy nie byłam i nie jestem zbyt lubianą osobą w naszej szkole. Powszechna opinia to „brzydka aspołeczna kujonica”, chociaż dla mnie to brzmi jak wielki komplement. Po pierwsze według ich myślenia wszystko co jest kobietą i nie ma tony tapety na twarzy jest okropną maszkarą. Po drugie jeśli ktoś nie mówi w ich języku, języku głupców jest psychiczny i lepiej z taką osobą się nie zadawać, przecież głupota to choroba zakaźna. No i oczywiście ostatnie bezsensowne kryterium, jeśli masz oceny powyżej umiejętności grupy (2) to jesteś jakby to powiedzieć nie godzien obcowania z „istotami lepszymi”. Nie przejmowałam się tym, chociaż nie miałam znajomych w szkole to przynajmniej znajdowałam ukojenie w nauce. Od zawsze chciałam zostać lekarzem, tak jak moja matka zastępcza Tsunade. Nauczyła mnie wszystko co umiała, książki medyczne czytała mi do snu. Jednym słowem kobieta, którą można by było szukać jak igły w stogu siana. No cóż ale nie o tym teraz, nie za bardzo mi przeszkadzało wytykanie palcem do czasu gdy na horyzoncie pokazał się on, w połowie roku szkolnego. Tak jak mówiłam zadłużyłam się po same uszy. Przedstawił się w sposób, którego nigdy nie zapomnę i usiadł obok mnie w ławce (jedyne wolne miejsce, od razu było widać, że jestem bardzo popularna). Byłam jak zaklęta, starałam się by nie zobaczył jak na niego zerkam choć i tak nie jestem pewna czy mi się to udało gdy przypomnę sobie ten jego uśmiech pod koniec zajęć. No cóż szczęście nie mogło trwać wiecznie. Kilka chwil później widziałam go w towarzystwie bezmózgich osobników z mojej klasy, i najwyraźniej świetnie się bawił. Patrzyłam na całe ich zapoznawanie dobrych kilka chwil, po czym speszona odwróciłam głowę gdy ich uwaga została zwrócona w moim kierunku, więc nie miałam już wyboru, cała czerwona powędrowałam do domu.
Przez kolejne dni widać było jak zapoznaje się z nowymi kumplami i koleżankami, jak świetnie dogadują się. Wyglądał jak ich przywódca, chociaż uczęszczał do naszej szkoły dopiero niecały tydzień. Wiedziałam, że nie mam najmniejszych szans by zwrócił na mnie swoją bezcenną uwagę, mimo to i tak po kryjomu, pod przykrywką zapatrzenia się bądź innych głupich rzeczy zerkałam na niego chociaż na chwilę, na jedną małą sekundę.
Jednego zakręconego dnia porządnie się zdziwiłam jego zachowaniem, nie witając się z nikim innym podszedł do mnie ze swoim chyba najlepszym uśmiechem i zaczęliśmy powoli się zapoznawać. Dziwne ale prawdziwe. Wydawało mi się, że wygrałam gwiazdkę z nieba. Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyły się zajęcia, ale nie to było najlepsze. Przystojniaczek zaprosił mnie na ciepłą kawę.  Tak zleciały mi tygodnie. Spotykaliśmy się systematycznie, chodziliśmy do kina, spacery pod gołym niebem, wycieczki z nie zapomnianymi widokami. Były także czułe słówka, których nigdy nie słyszałam, komplementy, którymi obdarzał mnie prawie codziennie, gesty takie skromne a zarazem odważne. Myślałam, że znaczyłam coś dla niego. Jak kopciuszek wybrany przez przystojnego księcia z całej grupy pięknych kobiet. Ten czas z nim spędzony wydawał mi się czymś magicznym. Tak zwane motylki w brzuchu, bezsenne noce, niemożność skupienia się na czymkolwiek albo raczej skupianie się tylko na jednym : na nim. Szybko to zdiagnozowałam, a więc zakochałam się i to chyba do granic możliwości. Wszystko było takie idealne, świat nabrał kolorowych barw.
                Do dnia, w którym z błahych powodów postanowiłam szybciej zjawić się w szkole. Jedyne co pamiętam to jego stojącego w otoczeniu mojej klasy. Jedyne co  przyszło mi na myśl to podsłuchać o co chodzi. Podkradłam się bliżej tak by mnie nie zauważyli, ale bym mogła ich słyszeć i dowiedzieć się o co się czepiają jedynej zaufanej mi osobie z tego otoczenia. To co usłyszałam wzbudziło we mnie przerażenie, nie nie dlatego iż się go czepiali, ale dlatego że mu gratulowali wykręcenia kawału brzydkiemu kaczątku. Jego słowa bolały najbardziej „To była bułka z masłem, najłatwiejsza i najbardziej naiwna dziewczyna jaką w życiu spotkałem” wypowiedział z pogardą w głosie, jego śmiech ociekający jadem, postawa której nigdy u niego nie widziałam, tak jakby był własnym bratem bliźniakiem, którego pewnie nie chciałby mi przedstawiać z wiadomych powodów.  Nie mogłam w to uwierzyć, w głowie kłębiło mi się milion myśli, przeskakiwały mi obrazy w roli głównej z nim takie szczęśliwe, zapierające dech w piersi, łzy wypływały litrami, a świat zaczynał mi się powoli zawalać. Głupota z powodu jednego chłopaka. Dłużej już nie słuchałam tylko tępo wpatrywałam się w tą scenę, która wydawała się jakby wyjęta z filmu. Gdy zarejestrowałam, że on odwraca się w moją stronę zaczęłam uciekać, nie zwracałam uwagi gdzie byle jak najdalej od niego. Nie wiem jakim cudem ale słyszałam jak za mną wołał. Dobiegłam do domu, do ciepłego gniazda gdzie mogłabym się wypłakać czekając na ukochaną Tsunade. I tu kolejne cierpienie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba.  Straciłam w wypadku samochodowym jedyną osobę, którą uważałam za rodzinę. Pędziła, żeby mnie pocieszyć, przytulić, podać litr lodów miętowych na zagłuszenie smutków i oglądać ze mną jakąś bezsensowną komedię romantyczną. Tak przynajmniej mówiła mi gdy po raz ostatni rozmawialiśmy przez telefon. Pogrążona we własnej agonii nawet nie zauważyłam, że nie przyjechała.  Kilka godzin po tym telefonie dostałam kolejny, z wiadomością że Tsunade już do mnie nie wróci. Nie usłyszę jej kojącego głosu, jej śmiechu… To już było za wiele jak na jeden dzień dla mnie. Może zawsze mówiła mi że jestem silną dziewczyną i zawsze dam sobie radę. Dziś tak się nie czułam, raczej jak wyprana ze wszystkich sił witalnych dziewczynka z okienka, która tylko patrzy w przestrzeń z pustym wyrazem twarzy. O tak miałam pustkę w głowie i wiedziałam jedno, że sama sobie nie poradzę. Tu jest zbyt brutalnie jak dla mnie, świat jest zdaje się krzyczy do mnie, że nie ma już dla mnie miejsca. Nie ma sensu być tu gdzie nikt cię nie chce. Nie myśląc wiele wzięłam pierwsze ostre narzędzie, które było pod ręką i jak w amoku próbowałam sobie podciąć żyły. Ale dramaturgia co nie… Miałam nadzieję, że już się nie obudzę, ale niestety nawet samobójstwo mi nie wyszło. Teraz leże w łóżku szpitalnym i mimo wielkiej niechęci próbuje otworzyć oczy. Czuję, że ktoś trzyma mnie za rękę chociaż nie mam już żadnej bliskiej mi osoby. Chce płakać, że mi się nie udało, no ale cóż jedna podstawowa cecha mojego charakteru to ta, że zawsze byłam uparta nie ten to następny raz. Otwieram wreszcie oczy, odwracam ociężałą głowę w kierunku osoby trzymającej moją rękę, a jedyne co widzę to oczy, które tak bardzo kocham a zarazem nienawidzę. Chciałabym cofnąć rękę by nie czuć jego dotyku na mojej skórze. By nie mieć z nim już nic wspólnego. Nie mam nawet na ten gest wystarczająco energii. Sasuke Uchiha, drań podnosi się z krzesła, zrównuje twarz z moją spoglądając mi w oczy jakby badał co może zrobić, a czego nie, co powiedzieć. Chciałabym nie słyszeć jak się tłumaczy, odciąć się od całego świata, od bólu jaki odczuwam. Gdy mówi, że zakochał się we mnie w ciągu tych kilku tygodni, jak powtarza, że jest totalnym idiotą, jak składa mi słodkie obietnice poprawy bylebym tylko została z nim. A ja tylko uważam, że to są puste słowa, którymi tylko mami mnie by mieć dalej zabawkę, którą niedługo jak zasłużoną parę butów wyrzuci na śmietnik. I tu trzeba podjąć kolejną decyzję, wybrać w którą stronę dalej iść. No nic ja Sakura Haruno dam mu się wykazać w końcu, każdy powinien dostać drugą szansę.

Jak to się skończy sami sobie dopowiecie. Zakończenie może wywoływać zachwyt, ale także być porażająco smutne. To już zależy od Ciebie co wybierzesz, co bardziej będzie Ci pasować. W końcu nie mogę dopisać końca gdyż sama jeszcze nie wiem jak ten nowo rozpoczęty rozdział się skończy.