Wycieczka.
Tak to jest to, czego potrzebuje najbardziej. Odpocząć od zgiełku miasta,
wyciszyć się, uciec przed naglącymi problemami. Może jest to rozwiązanie na
kilka małych chwil, ale bardzo ważne w tej chwili. W tym momencie
prawdopodobnie ważniejsze niż powietrze do oddychania. Tak więc załatwione. Wybrać
tylko piękne, przyciągające miejsce i gotowe. Wybór miejsca był bardzo trudny. Niezdecydowanie,
co do położenia raju, to bardzo ciężki orzech do zgryzienia. Jedno było pewne, musi być cicho, najlepiej
jakaś malownicza wioska, dookoła lasy i jeziora. W wyszukiwarce, wyskoczyła mi
miejscowość o tajemniczej nazwie Konoha. Wszystko jasne, kierunek jest teraz
tylko wynająć pokój, spakować się i zniknąć.
Podróż
minęła bardzo spokojnie. A to, co zobaczyłam na miejscu przerosło wszystkie
moje oczekiwania. Domek, który wynajęłam po bardzo przystępnej cenie wyglądał
jak mały pałac. Taras całkiem pokaźny, o salonie już nie wspominając. Pięknie
urządzony, ściana cała z szyby wychodząca w stronę lasu. Łazienka jak marzenie,
gdybym mogła to bym nigdy z niej nie wychodziła, co najmniej do końca świata. A
tak zamiast tych bzdur, które wygaduje przedstawię się. Nazywam się Sakura
Haruno, a tak przepraszam szanowana pani dr Sakura Haruno. Pewnie już się domyślacie,
czemu uciekłam. A więc pierwszy punkt mojej wielkiej wyprawy odhaczony, teraz
zaopatrzyć się w prowiant, poznać okolice i jej uroki.
Spacerowałam
rozglądając się na wszystkie możliwe strony. Udawałam, że wszystko jest w porządku,
chociaż tak nie było. Denerwowałam się bardzo z powodu dziwnego blondyna, który
chyba na pewno śledzi mnie od jakiegoś czasu. Nie wiem, może to jest taki
zwyczaj w tych okolicach. Albo bardziej dlatego, że jestem nowa, nieznajoma. Po
zrobionych zakupach, wracałam przez park, mieniący się różnymi jesiennymi
kolorami. Niespodziewanie na drodze stanął mi ten sam blondyn. Przestraszona
cofnęłam się o kilka kroków. Chciałam zawrócić i iść do domku inną drogą, gdy
odezwał się miłym dla ucha basem.
-
Cześć jestem Naruto. Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem nie chciałem
naprawdę. Jeszcze cię tu nie widziałem, a myślałem, że znam już wszystkich.
Zatrzymałam
się i spojrzałam na jego twarz. Ładny nawet bardzo, młody mężczyzna, o i ma
szeroki zniewalający uśmiech, no może troszkę głupkowaty. Odwzajemniłam go i…
-
Jestem Sakura i dopiero co przyjechałam
-
Miło mi poznać. Zostajesz tu dłużej czy tylko przejazdem.
-
Troszkę zabawie tu. Czemu pytasz?
-
Ponieważ dużo osób przyjeżdża tylko na wakacje, ale już nie odjeżdża –
powiedział to z dziwacznym uśmiechem na twarzy.
-
Co masz na myśli? A rozumiem chcesz mnie przestraszyć, bym wyjechała jak
najdalej stąd.
-
Kurczę nie, oczywiście że nie. Raczej chciałem powiedzieć, że osoby tak bardzo
zakochują się w tym miejscu, iż nie chcą wyjeżdżać. Może za moją gafę,
chciałabyś przyjść dziś na małą imprezkę organizowaną dla mieszkańców. Wstęp free, no i oczywiście zabawa w miłym towarzystwie.
-
Zastanowię się
-
Ok nie naciskam, jeśli jednak zechcesz to jest adres. Nie zatrzymuje już. Do
zobaczenia
-
Na razie
Co
mi w tym momencie pozostało? Szłam dalej, zastanawiając się co się właściwie
stało. Obcy facet zaczepia mnie w parku i do tego jest miły. Zaprasza na
spotkanie na jakąś imprezie. Może to jest jakaś pułapka psychopaty, albo ja naoglądałam
się za dużo horrorów. Przekonywałam się, że jest to dobra okazja do poznania
nowych interesujących osobowości. Z drugiej strony przyjechałam właśnie w to miejsce
odpocząć. No tak w końcu jedno z drugim nie koliduje. Mam taką nadzieję.
Wieczorem
ubrana w zwykłe dżinsy, niezbyt wystrzałową tunikę i rozpuszczonych włosach
wyszłam, na wieczorek zapoznawczy. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc musiałam
jakoś się zabezpieczyć. Na dnie torebki leżał mój przyjaciel gaz pieprzowy.
Stałam przed wejściem określając możliwe niebezpieczeństwo. Myślałam, że będzie
tylko parę osób, ale się miło zaskoczyłam. Było jak na dużym hucznym weselu,
tyle ludzi i minimalna możliwość znalezienia tej blond czupryny, no cóż
przecież nie będę płakać. Stoły były wystawione pod oknem: dużo jedzenia,
przekąsek różnego rodzaju. Po drugiej stronie sali zauważyłam bar. Nie myśląc
zbyt wiele, podeszłam do niego, ciągnięta niewidzialną siłą. Usiadłam na jednym
z siedzeń i zamówiłam specjał zakładu. Po drugiej stronie przesiadywał przystojny
mężczyzna, ale mina nie była zbyt pociągająca. Z grymasem na twarzy popijał
swój trunek, nie zwracając na nic swojej cennej uwagi. Przyglądałam mu się
jakiś czas, gdy jakby to powiedzieć… z wyskoku wskoczyła na niego czerwono
włosa kobieta. Ubrana jak dziewczyna lekkich obyczajów, z mocnym makijażem.
Gołym okiem można było zobaczyć, że za nią nie przepada. Z trudem powstrzymałam
śmiech widząc jeszcze większy grymas na jego twarzy. Dziewczyna żwawo mu coś
tłumaczyła, jednak on był głuchy na to co mówi, przynajmniej próbował gdyby nie
piszczała mu do ucha. Miałam niezłą zabawę obserwując tą dwójkę. To jak świetna
komedia na dobranoc i wszystko było by w porządku gdyby nie zwrócił na mnie
swojego wzroku. Ten czarny jak smoła wzrok przewiercał mnie na wylot, powodował
zawroty głowy, za jednym razem chciałam odwrócić wzrok, ale także potrzeć w tą
otchłań w nieskończoność. Nie musiałam podejmować decyzji, z hipnozy wyrwał
mnie dotyk na ramieniu.
-
Witam!!! Cieszę się, że przyszłaś. Choć przedstawię cię znajomym.
Wstałam
od stolika i pomaszerowałam jak mały żołnierzyk za Naruto. Doszliśmy do grupki
dobrze bawiących się ludzi. Zostaliśmy sobie zapoznani i o dziwo nie było
skrępowania. Przyjęli mnie jakbym była ich dobrą starą znajomą, która wyjechała
na dłuższe wakacje. Dość, że rozmowy się nie skończyły to jeszcze zaczęli
opowiadać śmieszne anegdoty ze swojego życia.
-
A tak zapomniałem, musisz poznać jeszcze jedną osobę. – Naruto wskazał na osobę
za mną – Sakura to jest Sasuke, Sasuke to jest Sakura.
Odwróciłam
się z uśmiechem do tej osoby, a zobaczyłam przystojniaka z baru. Nie miał zbyt
zachęcającej miny. Podałam mu rękę, ale szybko ją cofnęłam widząc jego
niewzruszenie i irytacje. Bez słowa dołączył do grupy słuchając ze
zrezygnowaniem co inni mają do powiedzenia. Czas płynął tak szybko, nawet nie
zauważyłam, że jest już po północy. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to,
że musze wrócić do pustego domku idąc przez drogę leśną. Ale nie ma się co
martwić przecież wszyscy są tutaj, okolica jest bezpieczna, mam gaz ze sobą i
stanowczo zbyt bujną wyobraźnię. Pożegnałam się grzecznie z wymówką, że jestem
zmęczona po podróży i wyszłam.
Kolejne
dni mijały mi spokojnie, czytałam moje ulubione książki, chodziłam po lesie,
słuchałam odgłosów natury i po prostu relaksowałam się. Kilka razy spotkałam
się z nowymi znajomymi. Nie uwierzycie nawet Pan Ignorant odezwał się do mnie.
Nie było to nic zniewalającego, bo tak nie można nazwać burknięcia „przesuń
się” lub „podaj”. Wszystko było by w porządku, jeśli mówiłby to tonem innym niż
rozkazujący. W takich momentach uruchamia mi się mój wredny charakterek, który
wręcz zmusza mnie do tego bym odpowiedziała pięknym za nadobne. Po czasie
przestał już tak warczeć. Znalazł sobie lepsze zajęcie, zaczął wpatrywać się we
mnie jakby był gotowym do ataku tygrysem. W milczeniu znosiłam tą niby torturę,
czasami zerkając w jego stronę z uśmiechem niewiniątka denerwując go tym
jeszcze bardziej. O tak stanowczo zaczynały mi się podobać jego podchody.
Piękna
pogoda przekonała mnie na dłuższy spacer niż zazwyczaj. I powiem wam było
warto. Doszłam nad wielkie jezioro. Widok był przecudowny, niezapomniany.
Drzewa o różnych kolorach, odbijały się w wodzie, powodując coś, czego nie da
się opisać zwykłymi słowami. Jakby to miejsce było szczególnie lubiane przez
matkę naturę. Pomyślałam, że jeśli zostałabym tu na zawsze nie żałowałabym tego
nigdy. Zauroczona, nie zwracałam uwagi na resztę otoczenia. Podeszłam do jeziora.
Uklękłam i dotknęłam ręką zimnej wody. Pręgi na wodzie dodawały magii temu miejscu.
-
Czego chcesz – podskoczyłam, prawie wpadając do wody. – Nie masz tu czego
szukać.
-
Nie twój interes co tu robię – prawie sama na niego warknęłam – To miejsce nie
jest twoją własnością. Tak przy okazji czy ty zawsze musisz być do wszystkich
tak wrogo nastawiony. Czemu się zachowujesz jak jakiś narcystyczny arogant?! Nie
wszystko kręci się wokół twojej osi. Czemu…
-
Dobrze, już dobrze tylko przestań już. – Mruknął pod nosem – Jak chcesz to
zostań tylko przestań już otwierać buzie. To gorsze niż jakiekolwiek wymyślne
tortury.
Oszołomiona
tymi słowami, nic nie odpowiedziałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Wściekła
spojrzałam na niego z mieszanką niedowierzania, niepewności i odrobiny
satysfakcji z jego poddania, która wyparowała, gdy tylko zobaczyłam pełno
negatywnych emocji, takich jak smutek czy ból wyrażany od czubka jego głowy po
same koniuszki palców. Nie wiem dlaczego usiadłam szybko obok niego, kierowana
magiczną siłą. Może się nie znamy, może się nie lubimy, ale każdym kawałkiem
mojego ciała chciałam go pocieszyć. Chciałam się dowiedzieć co go tak gnębi.
Chciałam ulżyć jemu. Chciałam zlikwidować powód tego bólu. Boże o czy ja myślę,
przecież nawet go nie lubię prawda?! Nic nie powiedział, spojrzał tylko na mnie
kontem oka. Siedzieliśmy tak milcząc i patrząc jak zmienia się widok. Niebo
przybierało coraz to ładniejsze kolory. Myślałam nad wszystkim i nad niczym,
gdy brunet oparł się lekko o mnie. Jedno spojrzenie i już wiedziałam, że facet
najzwyczajniej na świecie zasnął. Wyglądał słodko i niewinnie, jakby to nie
była ta sama wredna osoba. Nie mogłam się powstrzymać, nawet nie chciałam. Wpatrywałam
się w niego dopóki nie zdrętwiało mi ramię. Poruszyłam się lekko mając
nadzieję, że go nie obudzę. Oczywiści nadzieja matką głupich. Otworzył oczy,
spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Odskoczył tak szybko jakbym go
poparzyła. Otrzepał się, odwrócił i odszedł w ciemny las, zostawiając. Szczyt
taktu, ale czego po nim mogłam się spodziewać. Posiedziałam jeszcze troszkę. Sama
i z dziwnym uczuciem w okolicy serca wróciłam do pustego domku.
Leże
w łóżku zastanawiając się jak sobie radzą beze mnie w mieście. Czy zauważyli
jakąkolwiek zmianę, brak mojej osoby? Tęsknią czy oblewają moje zniknięcie. Po
dwóch tygodniach ani jednego znaku. Żadnego telefonu, maila. Nie licząc
nagranych wiadomości na sekretarce ze szpitala z pogróżkami, iż zostanę zwolniona,
jeśli nie zgłoszę się niezwłocznie w szpitalu. No cóż nie będę się tym
przejmować, nie tym nie warto. Przełożyłam się na drugi bok i już zasypiałam,
gdy otrzeźwiły mnie dźwięki z dołu. Wstałam próbując nie hałasować. Serce
waliło mi jak opętane. Włamywacz starałby się robić jak najmniej hałasu. Może
to jakieś zabłąkane zwierzątko, które szuka teraz wyjścia. Złapałam pierwszą
lepszą rzecz, przecież zwierzę może być groźne. Skradałam się na dół, jak
szkodnik we własnym domu. W salonie zauważyłam kształt przypominający osobę,
poruszający się. A jednak złodziej. Skryłam się w kącie, gdy zbliżał się do
mnie. Nie zauważył mnie na szczęście. Był już dostatecznie blisko bym mogła
zareagować. I tak też zrobiłam. Zamachnęłam się i wtedy odwrócił się do mnie.
Zanim zadałam cios, błysnęły mi znajome czarne oczy. Szybko zapaliłam światło i
podbiegłam do Sasuke, nieprzytomnego oczywiście. Ze skroni sączyła się krew. Niewielka
rana, pewnie nawet nie wyrządziła wielkiej szkody. Za kilka minut powinien się
ocknąć. Przeciągnęłam go na sofę. Największą trudność sprawiło ułożenie go w
odpowiedniej pozycji. Usiadłam naprzeciwko i ze zniecierpliwieniem wpatrywałam
się w biedaka. To była przede wszystkim jego wina, przecież nie ja włamuje się
do nie swojego mieszkania, od tak. A wiec jest mało sprawny umysłowo albo… no
co może go jeszcze usprawiedliwić. Właśnie zaczyna się przebudzać. Minę ma tak
zbolałą, że troszkę zaczęłam mu współczuć. Otworzył oczy, spojrzał na mnie ze
wściekłością, przełknęłam gulę, która stała mi właśnie w gardle i oczekiwałam jego
dalszego ruchu. Mając nadzieje, że mi nie zrobi krzywdy.
-
Twoja wina, trzeba było nie włamywać się do nie swojego mieszkania – w końcu
trzeba się jakoś bronić.
-
To jest moje mieszkanie wariatko. Zastanawiam się co ty tutaj robisz.
-
Nie widać mieszkam. Jeśli to twój dom to, czemu nie wiesz, że go wynajmujesz. Czyżbyś
miał luki w pamięci. Jeśli tak to pewnie teraz je naprawiłam – najlepszą obroną
jest atak, chociaż nie wiem, co tym chciałam mu udowodnić.
-
Wiec pokaż umowę najmu.
-
Jak pokażesz akt własności
-
Niełatwo się z tobą rozmawia. Możesz chociaż powiedzieć, z kim zawierałaś umowę
– spojrzałam na niego, zastanawiając się po co mu ta wiedza. No dobra będę
dobrą duszyczką
-
Itachi Uchiha zadowolony.
Nic
nie odpowiedział, zagapił się w jeden punkt, oczy mu pociemniały. Wyraz twarzy
miał teki sam jak nad jeziorem. Nagły impuls kazał mi wstać. Podeszłam do
niego. Usiadłam na krawędzi i delikatnie dotknęłam zranionego miejsca. Nic nie
mówił, spojrzał groźnie, ale pozwalał na wszystko co robię. Ostrożnie zjechałam
dłonią na jego policzek. Dotykiem badałam jego piękną twarz. Miłą niespodzianką
było to, że mnie nie odtrącił. Wręcz przeciwnie zamknął oczy i jakby delektował
się tą intymną chwilą. Wydawał mi się taki nieprawdziwy, kruchy. Jak nie on. Niedowierzałam
w to co robę. Czułam się podniecona, nagły uścisk w brzuchu, ciepło
rozpływające się w moich żyłach. Zastanawiałam się, co on teraz sobie o mnie
myśli. Jakby na zawołanie spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Zamarłam,
a następnie poczułam jego słodkie usta na swoich. Całował bardzo delikatnie, a
zarazem namiętnie. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy poczułam, że odsuwa koszulę
nocną i próbuje dosięgnąć obojczyk. Posadził mnie na kolanach i zaczął gładzić
moje nogi, zatrzymując się na dłużej na mojej pupie. Całował dalej coraz
bardziej namiętnie. O jejku dawno nie czułam takiego żaru. O czym ja myślę.
Powinnam odczepić go od siebie i kazać wyjść. Ale było tak przyjemnie, wiedziałam,
że źle robię, na usprawiedliwienie siebie, mogę powiedzieć, że ciało przestało
mnie słuchać. Badałam rękami jego dobrze zbudowaną klatkę, napawając się każdym
dotykiem. Jęknął, gdy zahaczyłam jego nabrzmiały sutek. Oderwał się ode mnie.
Wziął na ręce i spiesznym krokiem udał się do sypialni. Przy okazji ściągając
koszulę, pokazując przy tym jego nieziemską klatkę. Usiłowałam nie poddać się
błogiej fali doznań. Wszystko działo się stanowczo za szybko. Spojrzałam
głęboko w jego oczy, uśmiechnął się zniewalająco. Nie miałam już sił by
przerwać. Zdecydowanym ruchem ściągnął moją koszulę. Ustami przesuwał się z
mojej szyi na piersi, by spocząć na stwardniałych sutkach. Zadrżałam przy tym
dotyku. Zatracałam się w tym wspaniałym uczuciu. Wiłam się pod nim i jęczałam. Wrzasnęłam,
gdy jego palec niespodziewanie znalazł się w moim wilgotnym wnętrzu. Dłonie,
którymi przesuwałam po jego szerokich plecach, wpiłam głęboko w jego ramiona.
Wygięłam się w łuk. Zalewała mnie fala intensywnej rozkoszy. Czułam każde jego
posunięcie przy tym rytmicznie pieścił najbardziej wrażliwy punkt.
-
Sasuke – szepnęłam, choć tak naprawdę, słyszałam po prostu cudzy głos.
-
Tak – uniósł głowę i spojrzał na mnie z pożądaniem w oczach. Pocałował mnie z
taką pasją, że zaparło mi dech w piersi.
-
Och – tylko tyle zdołałam w tym momencie wydusić z siebie. Wystarczyło mu to z
całą pewnością. Jednym płynnym ruchem wszedł we mnie, instynktownie objęłam go
nogami. Poruszał się we mnie coraz szybciej czując nadchodzące spełnienie.
Wysuwał męskość, by zaraz z powrotem zatopić się z powrotem w moim łonie. Całował
przy tym każdy skrawek mojej szyi. Napięłam mięśnie na jego członku i
krzyknęłam cicho dochodząc. Zaraz po mnie Sasuke, wbijając męskość jak najgłębiej.
Objął mnie swoim silnym i opiekuńczym ramieniem. Nie minęło dużo czasu a oboje
odpłynęliśmy w głęboki sen.
Następnego
dnia nie było go przy mnie. Mogłam się tego spodziewać. Przy spotkaniach udawał
jakby się nic nie stało, jakby nic nie pamiętał, a wszystko co zaszło było
spowodowane tylko i wyłącznie przez uraz głowy. Wydarzenia, które miały miejsce
nigdy by się nie wydarzyły. Ignorował mnie, jakbym była zjawą niewidzialną dla
jego pięknych oczu. Do czasu. Kolejna impreza, tym razem ślub Naruto i Hinaty.
Wszyscy bawiliśmy się w najlepsze, oprócz Uchihy oczywiście. Wyglądał jakby
ktoś bardzo mocno poobijał mu tą śliczną mordkę. Nie zwracałam na niego uwagi,
choć w głębi duszy chciałam go pocieszyć, chociaż wiedziałam, że nie zasługuje.
I tylko to trzymało mnie z daleka od niego. Tańczyłam i śmiałam się w
najlepsze. W końcu o to chodzi, chociaż czasem trzeba robić przerwy. Siedziałam
grzecznie przy stole. Obserwowałam szczęśliwą parę młodą, wyglądali nieziemsko.
Ona ubrana w prostą suknię, w której wyglądała jak prawdziwa bogini. On w
smokingu jak czarny rycerz broniący swojej niewiasty. Tańczyli i rozmawiali
zarazem. Naruto szeroko się uśmiechnął i … zostawił pannę młodą samą na
parkiecie. Zbliżał się do mnie. Ciekawe, czym przewiniłam.
-
Jak się bawisz?
-
Wspaniale, tylko jednego nie rozumiem, dlaczego zostawiłeś swoją wybrankę na
środku parkietu
-
Nieważne mamy cale życie by się natańczyć. Teraz chciałbym ciebie zaprosić do
tańca – wyciągnął rękę w moją stronę – pozwolisz?
-
Oczywiście
Wciągnął
nas na pakiet, świetnie tańczył, ale zaledwie kilka sekund
-
Przykro mi Sakura, ale jednak tęsknię za moją żoną. A więc ODBIJAMY
Powiedział
to w momencie, kiedy Uchiha mijał nas z Hinatą. Złapał żonę w tali i wmieszał
się w tłum szybciej niż błyskawica. Podstęp i to chyba skuteczny, bo Sasuke
niechętnie wyciąga do mnie rękę. Z braku możliwości przyjęłam ją. Tańczyliśmy
strasznie długo, wydawało mi się, że piosenka się zapętliła kilka razy. Ale gdy
już dobiegła końca, facet czym prędzej skierował się w stronę baru. Nie ma co,
zmęczył się. Wyszłam na zewnątrz, popatrzeć
troszkę w to niewiarygodnie ugwieżdżone niebo, pooddychać świeżym powietrzem a
przede wszystkim, aby uciec od wszystkich emocji, które mną targają. Boże na
wzgórzu coś się pali, prawdziwa odskocznia. Zaczynam panikować, co powinnam w
takiej sytuacji zrobić. Zawiadomić kogoś. Wbiegam na sale, i krzyczę do barmana:
-
Na wzgórzu pali się jakiś dom. Proszę wezwać straż pożarną i na wszelki wypadek
karetkę – widzę na własne oczy, jak Sasuke robi wielkie oczy i zaczyna
przepychać się w stronę wyjścia.
-
Już się robi.
Nie
wiedziałam co robić dalej, pobiegłam za czarnookim. Zajęło mi sporo czasu zanim
w skrobałam się na górę, ale niemożliwe żeby Sasuke jeszcze tu nie było, chyba
że jest w środku. Serce mi stanęło na tę myśl, ledwo wzięłam kolejny łyk
powietrza. Drżałam ze strachu dopóki nie zobaczyłam go z drugim mężczyzną,
którego ciągną za sobą. Ostrożnie położył go na ziemi i spojrzał na mnie z
prośbą w oczach. Podeszłam do mężczyzny, brata Sasuke, jeśli dobrze kojarzę. Niestety
nie mogłam nic wielkiego zrobić, sprawdziłam czy oddycha. Położyłam go w
pozycji bocznej, by lepiej mu się oddychało. Czekaliśmy w napięciu za
nadjeżdżającą karetką. Sasuke oparł się o pień drzewa i ukrył twarz w dłoniach.
Zastygł w bezruchu, nie poruszył się nawet, gdy karetka już odjechała, a dom ugaszony.
Wpatrywałam się w niego przez pewien czas, bałam się, że cokolwiek zrobię lub
powiem będzie miało odwrotny skutek do zamierzonego. Domyślam się, że wszystko
co się dziś stało było tylko kulminacją jego kłopotów, którymi zamartwiał się
już wcześniej. Pożar nie był przykrym przypadkiem, a działaniem upojonego
alkoholem Itachiego. Dlatego był taki nieobecny, nieprzyjemny dla każdego i nie
pozwalał zbliżyć się do siebie nikomu, by nie zostać jeszcze bardziej
skrzywdzony. Wystarczyły już kłopoty z uzależnionym bratem, opiekował się nim i
dbał by nie zrobił sobie nic złego. Powoli podeszłam do niego i położyłam rękę
na jego ramieniu. Podniósł głowę, spojrzał na mnie z bólem w oczach. Po
policzkach spłynęły mu łzy. Nie wytrzymałam, serce mi się krajało na jego
widok. Objęłam go, mocno tulą do siebie. Szeptałam słówka, że wszystko się
ułoży, że będzie dobrze, że nie jest z tym wszystkim sam. I marzyłam, żeby tak naprawdę
było.
Od
tamtego wieczora minęło sporo czasu. Dużo pozmieniało się w moim życiu, na
lepsze. Uciekłam z miasta w poszukiwaniu spokoju i odpoczynku, a znalazłam
nowe, bardziej pasujące do mnie życie. Znalazłam nową pracę, z której jestem
zadowolona. Nowi przyjaciele, którzy są dla mnie ostoją. Raczkująca miłość,
która powoli przeradza się w coś wspaniałego. Sasuke od tamtego momentu otworzył
się na mnie i musze powiedzieć, że jest cudownie. Nie jest już tym samym
ignorantem. Wręcz przeciwnie, stał się wzorem prawdziwego mężczyzny.
Wszystko
teraz jest na odpowiednim miejscu. A moim jedynym marzeniem, jest to by nic się
już nigdy nie zmieniło.